W każdej dobrej powieści kryminalnej autor dzieli postacie na te dobre
i te złe. Z reguły w każdej grupie znajdzie się co najmniej jednej geniusz
rękodzieła, któremu miliony czytelników złożą swoje serca w ofierze. Zawsze
uważałam się za osobę z dość dobrze rozwiniętą umiejętnością racjonalnego
myślenia, lecz popełniłam niewybaczalny błąd.
Stresujące
sytuacje wyzwalają w ludziach zachowania, o jakie by sami siebie nie
podejrzewali. Od kiedy sięgam pamięcią, traktowałam mój ścisły umysł jako
jednostkę niezawodną, więc to akurat mi nie groziło.
Jednak
czasami jeden, z pozoru nic nie znaczący, błąd potrafi zrujnować budowany
latami światopogląd i w ciągu sekundy wszystko zaprzepaścić…
Niebiesko-czerwone światła
odbijały się na przemian w panoramicznych oknach przestronnego salonu. Tłum
gapiów, ubranych w pluszowe szlafroki, stał za żółtą taśmą z czarnym napisem ‘POLICJA’, przestępując nerwowo z nogi na
nogę.
Ciężkie kajdanki krępowały ręce
Destiny. Jeden mundurowy posyłał jej raz po raz pogardliwe spojrzenia znad
notesu.
- Dzisiaj nie będziesz płakać,
księżniczko? – spytał jak rasowy wyśmiewca.
-
Dzisiaj nie mogę, sierżancie Scott – odpowiedziała apatycznie.
Jeszcze bardziej skuliła się w
sobie, patrząc na srebrny worek na środku pokoju. Wiedziała, że w nim znajdują
się szczątki tego, co przed kilkoma godzinami było jej rodzicielką.
Cały teren był zabezpieczony.
Policjanci w wielkich, gumowych rękawiczkach chodzili po mieszkaniu i zbierali
dowody oraz ewentualne odciski palców.
Destiny jeszcze mocniej
zacisnęła powieki, aż zobaczyła przed nimi świetliste mroczki.
Odciski palców.
O d c i s k i p a l c ó w.
O tej jednej rzeczy nie
pomyślała, kiedy wyławiała narzędzie zbrodni z wnętrza nieboszczki matki.
O odciskach palców.
Już było jasne, że cała ta
sprawa nie skończy się na herbacie i upomnieniu. Makabryczne morderstwo,
dokonane przez ojca z córką. Gazety szaleją. Było to oczywiste już w chwili,
kiedy sanitariusze nie okryli jej kocykiem na ukojenie nerwów. Została
brutalnie posadzona na niewygodnej, skórzanej kanapie, lepiącej się do jej
brudnego ciała, z rękami wykręconymi przy plecach. Potraktowali ją jak
pierwszego lepszego mordercę, bo tym właśnie w ich oczach była. Jakim trzeba
być zwyrodnialcem, żeby podnieść rękę na najbliższą osobę?
Destiny wiedziała, że zapłaci
wysoką cenę za pijaństwo ojca. Nawet nie spodziewała się, jak wysoką.
To przesłuchanie różniło się od wszystkich innych w mojej karierze.
Nikt nie przemawiał do mnie spokojnym, pogodnym głosem. Nikt nie pytał, czy
czegoś potrzebuję. Nikt nie prosił mnie o współpracę.
W
swoich aktach mieli już pełny zarys wydarzeń i nie chcieli, aby słowa
rozstrojonej psychicznie nastolatki utrudniły im zamknięcie sprawy. Morderstwa
zawsze były dość śliskim tematem, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność.
Ludzie byli spragnieni rozrywki i to nie zmieniło się przez lata. Niczym
zwierzęta żerowali na krzywdzie innych. Nie mieli pojęcia jak to jest stracić
kogoś bliskiego i w sumie ich to nie obchodziło.
Śmierć
odwiedza nas w najmniej odpowiednich momentach i nim zdążymy poczuć jej zimny
oddech na twarzy, leżymy martwi pięć metrów pod ziemią.
Zgrabna
kobieta przechadzała się po niemalże opustoszałym pokoju z marsową miną. Zwykle
jej wewnętrzny policjant bez trudu dogadywał się z zewnętrznym, ale nie tym
razem. Intuicja nakazywała jej przeanalizować wszystko pod innym, z pozoru
niezbyt istotnym, kątem, chociaż sprawa
była już względnie uporządkowana, a jej zamknięcie majaczyło się już za
horyzontem.
Wiedziała, że nie tak zachowuje
się morderca. W swojej długiej i owocnej karierze miała wątpliwą przyjemność
zamknąć w więziennych murach wielu opryszków, a oni dzielili się na dwa typy.
Pierwszy zaklinał się na wszystko, że jest niewinny, chociaż dowody wyraźnie
wskazywały na coś innego, a ostatecznie ‘pękał’ i przyznawał się do
popełnionego czynu. Drugi zaś pozwalał się zakuć z miną zwycięzcy, licząc na
to, że pozostanie powitany przez współwięźniów jak król.
Destiny Grey stanowiła wyjątek
od tej reguły. Nie starała się na siłę nic udowodnić, ani nie promieniowała
samozadowoleniem. Sprawiała wrażenie, jakby porzuciła ciało w zaludnionym
pokoju, a myślami błądziła po zupełnie innej krainie, funkcjonującej na jej
zasadach. Każde oskarżycielskie słowo przyjęła z czymś, co mogłoby uchodzić za
namiastkę pokory i nie odezwała się nawet na słowo.
- Daj mi szansę ci pomóc –
poprosiła postać skuloną w najciemniejszym kącie pomieszczenia.
Po raz kolejny odpowiedziało jej
nieobecne spojrzenie błękitnych, przekrwionych oczu.
- Coś mi nie pasuje w tej
układance, tylko nie wiem jeszcze co – powiedziała bardziej do siebie, bo
porzuciła na tę chwilę zabieganie o uwagę dziewczyny.
- Oni i tak nie zrozumieją –
wycharczała nagle.
Sierżant Brown obrzuciła ją
pełnym nadziei spojrzeniem i przykucnęła na ziemi.
- Cześć, Destiny. Mam na imię
Christina – zaczęła łagodnym głosem.
Skinienie głową.
- Chcesz teraz ze mną
porozmawiać? – spytała.
Dziewczyna wyprostowała się i
odgarnęła niesforne kosmyki z twarzy.
- Ale ty nie wiesz, czy chcesz
tego słuchać – stwierdziła takim tonem, jakby wymieniały się przepisami na
dziękczynnego indyka.
Przewidywanie
przyszłości nie było moją bajką. Swoją cenną uwagę koncentrowałam jedynie na
konkretach, których tym razem nie było za wiele. Każda reakcja poszczególnych
osób była już odgórnie zapisana w grubych księgach ich psychiki, a ja nie
mogłam nic poradzić na to, że jako jedna z nielicznych potrafię je odczytać.
Jednak
jestem tylko człowiekiem. Stosunkowo rzadko komukolwiek udaje się mnie
zaskoczyć, ale zdarzają się takie przypadki. Jednym z nich była niejaka
Christina Brown, sierżant komendy policji, władającej moim małym miasteczkiem.
Może
się wydawać, że moja historia to zbiór nieszczęśliwych opowiastek o złych
ludziach, wiecznie stających mi na drodze. Christina stała się moim światełkiem,
błyskającym nieśmiało na samym końcu ciemnego tunelu. Musiałam tylko podjąć
jedną, kluczową decyzję.
Czy
mogłam jej zaufać?
Kiedy nastąpił przełomowy
moment, Destiny siedziała z odrętwiałymi kończynami na pamiętnym polowym krzesełku.
Przeżarty przez mole, sztywny materiał skutecznie uprzykrzał jej pobyt w sali
przesłuchań, jednak tym razem było jej wszystko obojętne.
Nie zwracała uwagi na irytującą
muchę, starającą się wydostać z potrzasku. Nie interesował jej zatęchły zapach,
opanowujący pomieszczenie. Wyraźnie czuła, że straciła wszystko, co mogła, więc
wygoda nie miała znaczenia.
- Możemy zaczynać? – spytała
Brown, zajmując miejsce naprzeciw niej.
- Jasne – wymamrotała dziewczyna
bez większego przekonania.
- Zanim zapytasz, powiem ci, że
ta rozmowa nie jest w żaden sposób nagrywana i pozostaje tylko między nami –
oświadczyła kobieta, czemu towarzyszyło obojętne wzruszenie ramionami ze strony
rozmówczyni.
Na pięć długich minut zapadła
cisza, zmącona jedynie bzyczeniem owada i starej żarówki. Kiedy mogło się
zdawać, że nie będzie miała końca, rozległ się cichy, lekko zachrypnięty głos,
jakby jego właścicielka powoli zapominała jak się mówi.
- W tym właśnie leży problem –
wycharczała Destiny, zmieniając pozycję.
Sierżant Brown zmarszczyła brwi
w geście niezrozumienia.
- W czym?
- Bo ja nic nie zrobiłam –
wyjaśniła. – Nawet nie zareagowałam. Stałam jak głupie dziecko z rozdziawioną
gębą i nie ruszyłam nawet palcem, kiedy ten skurwiel patroszył moją matkę.
Kobieta puściła mimo uszu
prostolinijne wyrażenie.
- To nie twoja wina. Każdy by
postąpił podobnie.
- Ale ja nie jestem każdy – z
głosu niebieskookiej ciągle bił ten sam chłód.
-Zrozum, że jestem tu, żeby ci
pomóc – Christina ponowiła prośbę, tłumiąc westchnięcie.
- Póki co nie robisz tego, tylko
mnie naiwnie usprawiedliwiasz.
Nikt nie obiecywał, że będzie
łatwo. Nikt nie zapraszał na spotkanie przy kawie uroczej trzynastolatki,
udzielającej się społecznie. Zamiast pogodnego dziecka, miejsce na sali
przesłuchań zajmowała pokarana przez los nastolatka.
- W takim razie opowiedz mi
swoją wersję – zażądała Brown, jakby rzucając dziewczynie ukryte wyzwanie.
Wiedziała, że ma już ją w
garści, a przynajmniej w zasięgu dłoni.
-
Dobrze – odparła Grey po krótkiej chwili. – Tylko na starcie wybierz numer do
waszego policyjnego psychiatry, bo jak będzie po wszystkim, zmienisz zdanie.
I zaczęła opowiadać…
Wyrzuciłam
z siebie wszystko i chyłkiem obserwowałam jak różnorodne emocje pląsają po jej
twarzy. Chociaż usilnie starała się nie dać nic po sobie znać, to spojrzenie
mówiło wszystko, a ponoć oczy są zwierciadłem duszy. Zakładając oczywiście, że
ktoś wierzy w takie brednie jak dusza.
Czekałam
na moment, kiedy panowie w białych kitlach przyjdą łaskawie ofiarować mi
sweterek z uroczo długimi rękawami, kończącymi się gdzieś w okolicach pach.
Kiedy
pierwszy szok minął, odezwała się nieco bardziej świadomie i zadała kilka
dodatkowych pytań, choć i one były wymuszone, bo moja opowieść nie dała jej
nawet cienia zwątpienia.
Wiedziałam,
że mi uwierzyła. Znałam takie przypadki jak jej i spodziewałam się, że pomimo
niewiarygodności całej sprawy, ona wypełni postawione przed sobą obietnice i
zostanie ze mną tak długo, dopóki nie będzie w pełni usatysfakcjonowana.
I
dopóki ja nie będę.
___________________________________________________
Witam wszystkich serdecznie po tak długiej przerwie! Tym razem nie możecie wystawić mnie w dybach na środek rynku głównego, bo opóźnienie nie wynikło z mojej winy, a przynajmniej nie bezpośrednio. Otóż popsuła mi się (taa, sama!) ładowarka od laptopa, uziemiając w ten sposób świeżo napisany rozdziały. Dwoiłam się i troiłam, aż w końcu pożyczyłam trochę prądu i ta dam, wracam z dziełem niezbyt długim, ale dość satysfakcjonującym.
Skoro jestem teraz na żywo, to zapraszam Was gorąco do zakładki ZARYS BLOGA, gdzie dowiecie się co planuję, czym się inspiruję i ogólnie co siedzi pod moją skudłaną czupryną :)
Całuję Wszystkich!
Loca Zabb.
Loca Zabb.