poniedziałek, 22 września 2014

#4.



                W każdej dobrej powieści kryminalnej autor dzieli postacie na te dobre i te złe. Z reguły w każdej grupie znajdzie się co najmniej jednej geniusz rękodzieła, któremu miliony czytelników złożą swoje serca w ofierze. Zawsze uważałam się za osobę z dość dobrze rozwiniętą umiejętnością racjonalnego myślenia, lecz popełniłam niewybaczalny błąd.
                Stresujące sytuacje wyzwalają w ludziach zachowania, o jakie by sami siebie nie podejrzewali. Od kiedy sięgam pamięcią, traktowałam mój ścisły umysł jako jednostkę niezawodną, więc to akurat mi nie groziło.
                Jednak czasami jeden, z pozoru nic nie znaczący, błąd potrafi zrujnować budowany latami światopogląd i w ciągu sekundy wszystko zaprzepaścić…

                Niebiesko-czerwone światła odbijały się na przemian w panoramicznych oknach przestronnego salonu. Tłum gapiów, ubranych w pluszowe szlafroki, stał za żółtą taśmą z czarnym napisem ‘POLICJA’, przestępując nerwowo z nogi na nogę.
                Ciężkie kajdanki krępowały ręce Destiny. Jeden mundurowy posyłał jej raz po raz pogardliwe spojrzenia znad notesu.
                - Dzisiaj nie będziesz płakać, księżniczko? – spytał jak rasowy wyśmiewca.
                - Dzisiaj nie mogę, sierżancie Scott – odpowiedziała apatycznie.
                Jeszcze bardziej skuliła się w sobie, patrząc na srebrny worek na środku pokoju. Wiedziała, że w nim znajdują się szczątki tego, co przed kilkoma godzinami było jej rodzicielką.
                Cały teren był zabezpieczony. Policjanci w wielkich, gumowych rękawiczkach chodzili po mieszkaniu i zbierali dowody oraz ewentualne odciski palców.
                Destiny jeszcze mocniej zacisnęła powieki, aż zobaczyła przed nimi świetliste mroczki.
                Odciski palców.
                O d c i s k i  p a l c ó w.
                O tej jednej rzeczy nie pomyślała, kiedy wyławiała narzędzie zbrodni z wnętrza nieboszczki matki.
                O odciskach palców.
                Już było jasne, że cała ta sprawa nie skończy się na herbacie i upomnieniu. Makabryczne morderstwo, dokonane przez ojca z córką. Gazety szaleją. Było to oczywiste już w chwili, kiedy sanitariusze nie okryli jej kocykiem na ukojenie nerwów. Została brutalnie posadzona na niewygodnej, skórzanej kanapie, lepiącej się do jej brudnego ciała, z rękami wykręconymi przy plecach. Potraktowali ją jak pierwszego lepszego mordercę, bo tym właśnie w ich oczach była. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby podnieść rękę na najbliższą osobę?
                Destiny wiedziała, że zapłaci wysoką cenę za pijaństwo ojca. Nawet nie spodziewała się, jak wysoką.

                To przesłuchanie różniło się od wszystkich innych w mojej karierze. Nikt nie przemawiał do mnie spokojnym, pogodnym głosem. Nikt nie pytał, czy czegoś potrzebuję. Nikt nie prosił mnie o współpracę.
                W swoich aktach mieli już pełny zarys wydarzeń i nie chcieli, aby słowa rozstrojonej psychicznie nastolatki utrudniły im zamknięcie sprawy. Morderstwa zawsze były dość śliskim tematem, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Ludzie byli spragnieni rozrywki i to nie zmieniło się przez lata. Niczym zwierzęta żerowali na krzywdzie innych. Nie mieli pojęcia jak to jest stracić kogoś bliskiego i w sumie ich to nie obchodziło.
                Śmierć odwiedza nas w najmniej odpowiednich momentach i nim zdążymy poczuć jej zimny oddech na twarzy, leżymy martwi pięć metrów pod ziemią.  
               
                Zgrabna kobieta przechadzała się po niemalże opustoszałym pokoju z marsową miną. Zwykle jej wewnętrzny policjant bez trudu dogadywał się z zewnętrznym, ale nie tym razem. Intuicja nakazywała jej przeanalizować wszystko pod innym, z pozoru niezbyt istotnym,  kątem, chociaż sprawa była już względnie uporządkowana, a jej zamknięcie majaczyło się już za horyzontem.
                Wiedziała, że nie tak zachowuje się morderca. W swojej długiej i owocnej karierze miała wątpliwą przyjemność zamknąć w więziennych murach wielu opryszków, a oni dzielili się na dwa typy. Pierwszy zaklinał się na wszystko, że jest niewinny, chociaż dowody wyraźnie wskazywały na coś innego, a ostatecznie ‘pękał’ i przyznawał się do popełnionego czynu. Drugi zaś pozwalał się zakuć z miną zwycięzcy, licząc na to, że pozostanie powitany przez współwięźniów jak król.
                Destiny Grey stanowiła wyjątek od tej reguły. Nie starała się na siłę nic udowodnić, ani nie promieniowała samozadowoleniem. Sprawiała wrażenie, jakby porzuciła ciało w zaludnionym pokoju, a myślami błądziła po zupełnie innej krainie, funkcjonującej na jej zasadach. Każde oskarżycielskie słowo przyjęła z czymś, co mogłoby uchodzić za namiastkę pokory i nie odezwała się nawet na słowo.
                - Daj mi szansę ci pomóc – poprosiła postać skuloną w najciemniejszym kącie pomieszczenia.
                Po raz kolejny odpowiedziało jej nieobecne spojrzenie błękitnych, przekrwionych oczu.
                - Coś mi nie pasuje w tej układance, tylko nie wiem jeszcze co – powiedziała bardziej do siebie, bo porzuciła na tę chwilę zabieganie o uwagę dziewczyny.
                - Oni i tak nie zrozumieją – wycharczała nagle.
                Sierżant Brown obrzuciła ją pełnym nadziei spojrzeniem i przykucnęła na ziemi.
                - Cześć, Destiny. Mam na imię Christina – zaczęła łagodnym głosem.
                Skinienie głową.
                - Chcesz teraz ze mną porozmawiać? – spytała.
                Dziewczyna wyprostowała się i odgarnęła niesforne kosmyki z twarzy.
                - Ale ty nie wiesz, czy chcesz tego słuchać – stwierdziła takim tonem, jakby wymieniały się przepisami na dziękczynnego indyka.

                Przewidywanie przyszłości nie było moją bajką. Swoją cenną uwagę koncentrowałam jedynie na konkretach, których tym razem nie było za wiele. Każda reakcja poszczególnych osób była już odgórnie zapisana w grubych księgach ich psychiki, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że jako jedna z nielicznych potrafię je odczytać.
                Jednak jestem tylko człowiekiem. Stosunkowo rzadko komukolwiek udaje się mnie zaskoczyć, ale zdarzają się takie przypadki. Jednym z nich była niejaka Christina Brown, sierżant komendy policji, władającej moim małym miasteczkiem.
                Może się wydawać, że moja historia to zbiór nieszczęśliwych opowiastek o złych ludziach, wiecznie stających mi na drodze. Christina stała się moim światełkiem, błyskającym nieśmiało na samym końcu ciemnego tunelu. Musiałam tylko podjąć jedną, kluczową decyzję.
                Czy mogłam jej zaufać?

                Kiedy nastąpił przełomowy moment, Destiny siedziała z odrętwiałymi kończynami na pamiętnym polowym krzesełku. Przeżarty przez mole, sztywny materiał skutecznie uprzykrzał jej pobyt w sali przesłuchań, jednak tym razem było jej wszystko obojętne.
                Nie zwracała uwagi na irytującą muchę, starającą się wydostać z potrzasku. Nie interesował jej zatęchły zapach, opanowujący pomieszczenie. Wyraźnie czuła, że straciła wszystko, co mogła, więc wygoda nie miała znaczenia.
                - Możemy zaczynać? – spytała Brown, zajmując miejsce naprzeciw niej.
                - Jasne – wymamrotała dziewczyna bez większego przekonania.
                - Zanim zapytasz, powiem ci, że ta rozmowa nie jest w żaden sposób nagrywana i pozostaje tylko między nami – oświadczyła kobieta, czemu towarzyszyło obojętne wzruszenie ramionami ze strony rozmówczyni.
                Na pięć długich minut zapadła cisza, zmącona jedynie bzyczeniem owada i starej żarówki. Kiedy mogło się zdawać, że nie będzie miała końca, rozległ się cichy, lekko zachrypnięty głos, jakby jego właścicielka powoli zapominała jak się mówi.
                - W tym właśnie leży problem – wycharczała Destiny, zmieniając pozycję.
                Sierżant Brown zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia.
                - W czym?
                - Bo ja nic nie zrobiłam – wyjaśniła. – Nawet nie zareagowałam. Stałam jak głupie dziecko z rozdziawioną gębą i nie ruszyłam nawet palcem, kiedy ten skurwiel patroszył moją matkę.
                Kobieta puściła mimo uszu prostolinijne wyrażenie.
                - To nie twoja wina. Każdy by postąpił podobnie.
                - Ale ja nie jestem każdy – z głosu niebieskookiej ciągle bił ten sam chłód.
                -Zrozum, że jestem tu, żeby ci pomóc – Christina ponowiła prośbę, tłumiąc westchnięcie.
                - Póki co nie robisz tego, tylko mnie naiwnie usprawiedliwiasz.
                Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Nikt nie zapraszał na spotkanie przy kawie uroczej trzynastolatki, udzielającej się społecznie. Zamiast pogodnego dziecka, miejsce na sali przesłuchań zajmowała pokarana przez los nastolatka.
                - W takim razie opowiedz mi swoją wersję – zażądała Brown, jakby rzucając dziewczynie ukryte wyzwanie.
                Wiedziała, że ma już ją w garści, a przynajmniej w zasięgu dłoni.
                - Dobrze – odparła Grey po krótkiej chwili. – Tylko na starcie wybierz numer do waszego policyjnego psychiatry, bo jak będzie po wszystkim, zmienisz zdanie.
                I zaczęła opowiadać…


                Wyrzuciłam z siebie wszystko i chyłkiem obserwowałam jak różnorodne emocje pląsają po jej twarzy. Chociaż usilnie starała się nie dać nic po sobie znać, to spojrzenie mówiło wszystko, a ponoć oczy są zwierciadłem duszy. Zakładając oczywiście, że ktoś wierzy w takie brednie jak dusza.
                Czekałam na moment, kiedy panowie w białych kitlach przyjdą łaskawie ofiarować mi sweterek z uroczo długimi rękawami, kończącymi się gdzieś w okolicach pach.
                Kiedy pierwszy szok minął, odezwała się nieco bardziej świadomie i zadała kilka dodatkowych pytań, choć i one były wymuszone, bo moja opowieść nie dała jej nawet cienia zwątpienia.
                Wiedziałam, że mi uwierzyła. Znałam takie przypadki jak jej i spodziewałam się, że pomimo niewiarygodności całej sprawy, ona wypełni postawione przed sobą obietnice i zostanie ze mną tak długo, dopóki nie będzie w pełni usatysfakcjonowana.
                I dopóki ja nie będę.



 ___________________________________________________


Witam wszystkich serdecznie po tak długiej przerwie! Tym razem nie możecie wystawić mnie w dybach na środek rynku głównego, bo opóźnienie nie wynikło z mojej winy, a przynajmniej nie bezpośrednio. Otóż popsuła mi się (taa, sama!) ładowarka od laptopa, uziemiając w ten sposób świeżo napisany rozdziały. Dwoiłam się i troiłam, aż w końcu pożyczyłam trochę prądu i ta dam, wracam z dziełem niezbyt długim, ale dość satysfakcjonującym.

Skoro jestem teraz na żywo, to zapraszam Was gorąco do zakładki ZARYS BLOGA, gdzie dowiecie się co planuję, czym się inspiruję i ogólnie co siedzi pod moją skudłaną czupryną :) 

Całuję Wszystkich!
Loca Zabb.


Obserwatorzy

.